Food
Champ
STOJAKI To może zacznijmy od początku. Zanim udam się do dowolnej kawiarni bądź restauracji, korzystam z potężnego narzędzia zwanego internetem, żeby dowiedzieć się czego mogę się spodziewać. W tym wypadku moja druga połówka była bardzo pomocna, ponieważ ona mi wiele o tym miejscu opowiedziała. Tak więc czego można dowiedzieć się o kawiarni/pubie Stojaki z ich strony internetowej. Pierwsze co rzuca się w oczy to ROWERY. Są wszędzie. W opisie, na zdjęciach, w szczegółach dojazdu. De facto, w szczegółach dojazdu widnieje tylko rower, na szczęście Google Maps twoim przyjacielem jest. No tak, ale co poza rowerami? Otóż ku mojemu rozczarowaniu - niewiele. Ale, ale nie wychodźmy zbyt szybko do przodu. Udało nam się tam dotrzeć. Zbliżając się do kawiarni natykamy się na dość standardowy widok, stoliki przed wejściem i tyle. Żadnego płotku, żadnych parasoli. To znaczy, że siedzenie na zewnątrz w deszczu raczej odpada. Chyba, że ktoś lubi takie rozrywki (wskazówka: autor niekoniecznie). Wraz z tym pojawia się pierwszy problem kawiarni. We wnętrzu są dwa wysokie, okrągłe stoliki z krzesłami barowymi i parapet zaadaptowany na stół. W sumie wnętrze może pomieścić dziesięć osób w ścisku, dodając do tego stoliki na zewnątrz (w słoneczne dni) mieszczące kolejne dwanaście osób daje nam to bardzo małą, przytulną kawiarenkę. Powierzchnia całej kawiarni jest rozmiarów kawalerki, której sporą część zajmuje bar. Wystrój jest sympatyczny choć prosty, dominują kolory biały i czarny. Ot taki modernistyczny minimalizm.

KONTAKT

Jak tylko wchodzimy do środka wita nas bardzo sympatyczna obsługa. Pada pytanie na co mamy ochotę. Gdy się namyślimy zostajemy zarzuceni informacjami na temat tego, co jest dostępne, ponieważ kawiarnia nie ma menu. Zastępuje je obraz z wypisanymi kawami oraz informacją, że jest dostępne śniadanie oraz lunch. Obydwie te opcje możemy zjeść w godzinach od dziesiątej rano do dziesiątej wieczorem. Tak, można spokojnie o dziewiątej wieczorem zjeść śniadanie. Rolę menu pełni człowiek, który będzie nam owe jedzenie przygotowywał. Tak więc w ciągu dwóch minut, przedstawiona nam jest cała dzisiejsza oferta, co może wprawić w lekki zawrót głowy nieprzygotowanych. Jednak jeśli mamy pytanie wszystko zostanie nam wyjaśnione opisane i nawet pokazane. Co wcale nie znaczy, że jedzenie jest mrożone lub dostajemy coś z puszki. Wszystko jest świeże smaczne i przygotowywane na oczach zamawiającego. Niestety, martwiąca jest ubogość menu. W ciągu dnia można tam zjeść tylko jeden rodzaj lunchu i śniadania. Jeśli trafimy na coś czego nie lubimy, musimy zrezygnować z posiłku i wrócić tam dnia następnego, licząc na to, że tym razem będzie coś co trafi w nasze gusta. Przy tak małym wyborze zaskakujące jest, ile błędów pojawiło się w zamówieniu, podczas jego wydawania. Praktycznie nie było talerza podanego bezbłędnie. A co do talerzy. Nie ma ich tam. Podanie jest równie minimalistyczne co wystrój. Zupa jest podana w misce na małej desce. Natomiast burger na serwetce rozłożonej na takiej samej desce, która jest mniejsza niż burger. Owocuje to rozrzucaniem jedzenia po stole oraz częstym, nieumyślnym kapaniem sosem po blacie, ponieważ nie ma talerza, na który mogłoby to spaść. Kolejną ciekawostką jest sposób podawania napojów. Kawa w filiżance - standardowo. Herbata natomiast w menzurce chemicznej na podstawce, która do złudzenia przypominała płaską zlewkę. Miały nawet nadruk miarki oraz nazwę producenta, który jednoznacznie wykazał, że tak, to jest szkło laboratoryjne. Jedzenie samo w sobie jest dobre. Miałem okazję spróbować zupy krem z kukurydzy oraz burgera z kotletem z kalafiora. To zdradza, że mamy do czynienia z kawiarnią wegetariańską. Porcję są średniego rozmiaru i nie nadszarpują też znacznie portfela. Co do jakości... Zupa była lekko niedoprawiona co skutkowało, że zdawała się być nijaka w smaku. Jak nazwa wskazuje miał to być krem, a łupin oraz dużych fragmentów kukurydzy było tyle, że niemalże trzeba ją było przeżuwać. Potem w luźnej rozmowie z obsługą okazało się, że taki był zamysł, więc chyba nie jest to nic złego prawda? PRAWDA? Burger był pyszny, świeże składniki podgrzana chrupiąca bułka i kotlet z kalafiora... suchy. Przy pierwszym gryzie o mało co się nie zadławiłem. Nic czego łyk herbaty by nie uratował. Smakowo był dobry i pikantny. Na tyle, że wywołał płacz u mojej partnerki. O ile pozycje wytrawne są niezbyt imponujące, to trzeba natomiast przyznać, że posiadają szeroki wybór deserów. Podczas mojego pobytu tam, dostępne były trzy rodzaje babeczek, dwa rodzaje ciasta i niezliczone ilości ciastek. Także dla każdego coś dobrego. Osobiście skusiłem się na sernik na zimno. I ponownie, smakowo przepyszny, jednak suchy tak, że bez herbaty się nie obeszło. Atmosfera w samej kawiarni jest przyjemna i swobodna. Miejscami nawet za bardzo, ponieważ słychać jak obsługa żartobliwie przerzuca się (często niecenzuralnymi) wyzwiskami ze stałymi klientami albo między sobą. Nie jest to nic złego, ale znajdzie się grupa ludzi, której będzie to przeszkadzać w romantycznym wyjściu na kawę z drugą osobą. Poza tym można porozmawiać na ciekawe tematy z ludźmi tam pracującymi, gdyż posiadają oni szeroką wiedzę w wybranych tematach jak zdrowe/wegetariańskie artykułu spożywcze oraz kawa. Podsumowując ten przydługi wywód. Kawiarnia jest mała, kameralna i ze swoim klimatem. Osobiście, jak miałbym ją opisać jednym krótkim zwrotem, byłoby nim – hipsterska aż do bólu. Taki klimat nie będzie odpowiadał każdemu, ale na pewno znajdą się jego fani. Stosunek ceny do jakości i rozmiaru potraw jest adekwatny – nie za wysoko, nie zaskakująco nisko. Niestety jakość potraw miejscami kuleje. Na pewno kawiarnia zasługuje na pochwałę za szeroki wybór deserów oraz niesamowicie przyjazną obsługę, która ową przyjaznością nadrabia swoje pomyłki przy realizacji zamówień. Kolejnym jej niezaprzeczalnym plusem, jest wybitna znajomość kawy przez baristkę oraz jej chęć do dzielenia się swoją wiedzą. Widać, że jest ona prowadzona przez ludzi z pasją i zamiłowaniem do tego co robią, lecz to niestety za mało, abym stał się jej stałym bywalcem.

KRYTYKA